ODNOWIĆ MIŁOŚĆ

Po przejściu Matki Celeste Crostarosa do Domu Ojca Niebieskiego, powiedziano o niej, że spaliła ją miłość, że to właśnie miłość płonąca jak pochodnia, stała się przyczyną jej śmierci.

Całe życie Matki Celeste było miłowaniem oraz marzeniem, aby wszystkie stworzenia kochały Jezusa. Marzyła ona także, aby mieć towarzyszy w miłowaniu [1] Go. I oto my jesteśmy spełnieniem jej marzeń, jej duchowymi córkami, gotowymi realizować dążenia naszej kochanej Matki. Pragniemy, aby nasza miłość była jak ogień i równocześnie delikatna jak lekki powiew wiatru, aby kierowała ona naszym życiem, by uzdalniała nas do ogromnej gorliwości, by na wszystko odpowiadać miłością[2], jak ona. Taka miłość pociągnęła nas przed laty na drogi powołania i taka jest dziś naszym pragnieniem i staraniem.

Każdy dwudziesty piąty dzień miesiąca jest zaprasza nas do odnowienia się w decyzji miłowania poprzez odnowienie ślubów. Taką radę zostawiała nam Matka Celeste w trosce o naszą więź z Jezusem Oblubieńcem. Chce ona, abyśmy jak najczęściej wyznawały Mu miłość i wsłuchiwały się w Jego zapewnienie: „Ja jestem najbardziej o ciebie zazdrosnym Oblubieńcem i Bogiem[3], przyjąłem twoją miłość i chronić ją będę w moim sercu jako jedyną gołąbkę moją[4].

Czy naprawdę tak częste powtarzanie: Jezu, kocham Cię, zmienia coś w naszym  życiu? Czy jest ono potrzebne?

Jeśli jest to „wyraz nieznużonej miłości, która ciągle powraca do ukochanej Osoby z gorącymi uczuciami, które, choć podobne w przejawach, są zawsze nowe ze względu na przenikającą je czułość”, jak pisze Jan Paweł II, to oczywiście, że tak. Przecież – kontynuuje Ojciec Święty :

„W Chrystusie Bóg przyjął naprawdę « serce z ciała ». Ma On nie tylko Boże Serce, bogate w miłosierdzie i przebaczenie, ale również serce ludzkie, zdolne do wszystkich poruszeń uczucia. Gdybyśmy potrzebowali do tego świadectwa Ewangelii, nie trudno byłoby znaleźć je we wzruszającym dialogu Chrystusa z Piotrem po zmartwychwstaniu. « Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie? ». Aż trzy razy postawione jest to pytanie, aż trzy razy zostaje udzielona odpowiedź: « Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham » (por. J 21, 15-17)… Niczyjej uwadze nie może umknąć piękno tego trzykrotnego powtórzenia, w którym powracające wciąż uporczywe pytanie i korespondująca z nim odpowiedź wyrażone są w terminach dobrze znanych z powszechnego doświadczenia ludzkiej miłości”[5].

Nic więc dziwnego, że Matka Celeste zaleca nam, by co miesiąc upamiętnić fakt Wcielenia Jezusa Chrystusa i dziękować za to wszystko: Ojcu Przedwiecznemu za to, że w bezgranicznym miłosierdziu dał nam Swojego Jednorodzonego Syna, naszego Zbawiciela. Jezusowi, za to, że stał się człowiekiem, że umarł za nas i wykupił nas swoją najcenniejszą Krwią. Duchowi Świętemu za to, że w swojej wielkiej miłości dokonał dzieła Wcielenia, że przekazał  nam owoce odkupienia i włączył w wieczne życie Jezusa.”[6]

                Nieustająca pamięć o tym, jak zostaliśmy obdarowani rozpala naszą miłość, rodzi ducha ofiary i radosnego oddania się. To miłość jest misją każdej osoby konsekrowanej i naszą misją w Kościele. Podkreśla to Instrukcja o życiu kontemplacyjnym Verbi Sponsa:

Kochającemu sercu i złożonym dłoniom mniszek klauzurowych powierzona jest wędrówka Kościoła[7].

Złożone dłonie wyprzedza kochające serce, bo to właśnie miłość zgina kolana człowieka, to miłość układa jego dłonie w gest modlitwy, bo jak przypomina nam Matka Celeste: „Modlitwa jest miłością”, a można by powiedzieć: Miłość jest modlitwą, ta miłość, która w Bogu ma swe źródło i do Boga się kieruje, a swymi ramionami obejmuje każdego człowieka, aby z nim jak bratem usiąść u stóp Umiłowanego.

Zanim dłonie złożą się do modlitwy kochające serce zauważa, czuje, współczuje bo „miłość patrzy, miłość widzi, miłość słyszy, miłość kocha, miłość myśli, miłość pragnie, miłość wszystko rozumie”[8]. To kochającemu sercu najpierw powierzona jest wędrówka Kościoła. Kochające serce… to serce wielkie, zdolne objąć świat, człowieka w całej jego złożoności, pięknie i słabości. Człowiek powołany otrzymuje w darze od swego Oblubieńca Jego Serce, jeśli tylko pozwoli Bogu dokonać tej niezwykłej wymiany. Wtedy całe jego życie zajęte jest sprawami Pana, nie myśli on więcej o swoich korzyściach duchowych czy doczesnych, ale gorliwością serca Jezusa zabiega o dobro innych[9]. Takiemu kochającemu sercu powierzona jest wędrówka naszego Kościoła.

Zanim dłonie złożą się do modlitwy kochające serce ma wewnętrzną pewność, rodzącą się z zaufania do Boga[10], że Ten, którego kocha i do którego się zwraca, chce rozlać miłosierdzie na swe stworzenia[11]. Stąd płynie śmiałość człowieka  zanurzonego w modlitwie że otrzyma to czego pragnie i to, o co prosi[12]. Nic tak, jak oblubieńcze przylgniecie do Jezusa nie przemienia serca, nic tak, jak oblubieńcza miłość nie jednoczy z Ukochanym. W tym zjednoczeniu nasze chłodne serca rozpalają się od Jego płomiennego Serca, poszerzają się do tego stopnia, że Ojciec może i chce powierzyć nam wędrówkę Kościoła”.

Tak kochające serce podtrzymuje złożone dłonie w nieustającym geście modlitwy za Kościół święty, za jego pasterzy, za każde dziecko Boże, za nas samych. Kochające serce i złożone dłonie czynią nas podobnymi do Maryi, która „w Wieczerniku swoją modlitewną obecnością strzegła w swym sercu początków Kościoła”[13] i nadal strzeże Go swą macierzyńską czułością.

 Tobie, Maryjo, zawierzamy naszą miłość do Jezusa i Kościoła, abyśmy również my tak, jak Matka Celeste po mistycznych zaślubinach, mogły modlić się:

„O Panie i Oblubieńcze mój, jakżebym mogła zapomnieć, o tych zaślubinach? One w taki sposób związały moje serce, że zdaje mi się, iż każdy członek twojego Mistycznego Ciała został złączony z moim sercem, mój Jezu i że w moim sercu, które jest twoim sercem, noszę wyryty znak – wszystkich moich bliźnich. Od chwili, gdy ich poślubiłam w twoim boskim sercu, cierpię nieustannie tęsknotę miłości. Teraz mój duch zawsze woła do Ciebie, Panie mój, prosząc o zbawienie ich dusz. Ale jest to tak tajemne, że język ciała nie potrafi tego wypowiedzieć. Duch mój bowiem mówi do Ciebie, w każdej chwili, bez przerwy, słodkim cichym błaganiem przedstawiając Ci zawsze czy to moich kochanych braci grzeszników, czy to dusze zgnębione, czy te, które są w czyśćcu, czy też te, które idą drogą świętej miłości.

O Panie i Ojcze mój, trawisz miłością moje wnętrzności. Cała moja dusza stała się płomieniem, lecz nie po to, by rozkoszować się odpoczynkiem. Zawsze jestem przebudzona, nie wiem, kim jest ten, kto mnie budzi i rani, gdy trwam w pokoju…”[14]


[1] M.C.Crostarosa, Stopnie modlitwy, X, str. 186.

[2] Por. tamże, str 188.

[3] M.C.Crostarosa, Rozmowy duszy z Jezusem, str. 49.

[4] Tamże, str. 42.

[5] Jan Paweł II, RVM 26.

[6] M.C.Crostarosa , Reguły Zakonu.

[7] Verbi Sponsa. 4.  Pallotinum 1999.

[8] M.C.Crostarosa Stopnie… str. 188.

[9] Por. Rozmowy, str. 72.

[10] Tamże, str. 211.

[11] Tamże.

[12] Tamże.

[13] Verbi Sponsa, 4.

[14] M.C.Crostarosa, Rozmowy duszy z Jezusem, str. 43.

Comments are disabled.